poniedziałek, 7 listopada 2016

"Ludzie zwykle odkładają najważniejsze słowa na później..."

W czytelniczym świecie rządzi ostatnio „Harry Potter i Przeklęte Dziecko”. Nigdy nie byłam fanką młodego czarodzieja i szczerze mówiąc nie przeczytałam ani jednej książki z tej serii. W tym temacie więcej do powiedzenia miałby On. Za to od kilku miesięcy chodził za mną inny tytuł, który od ponad dziesięciu lat rządzi na listach bestsellerów - „Złodziejka książek” Markusa Zusaka.

Jak to zwykle bywa z książkami i filmami, które trafią na szczyty list popularności, sięgamy po nie, aby przekonać się, czy będziemy równie zachwyceni jak inni. Dlatego, gdy zobaczyłam „Złodziejkę książek” na półce u mojej mamy, nie zastanawiałam się nawet minuty. Wiedziałam, że muszę ją przeczytać i wysnuć własne wnioski. Nie zawiodłam się. Sposób pisania Zusaka jest porywający. Fabuła i narracja wciągają niczym wir w rzece, nie chcąc wypuścić czytelnika ze świata fikcji. 

To historia dziewczynki, która zostaje oddana do rodziny zastępczej. Podczas podróży pociągiem umiera jej młodszy brat, a ona podczas pogrzebu nie może się oprzeć i kradnie pierwszą książkę. Gdy trafia do nowych rodziców jest przerażona, ale z czasem przekona się, że to dobrzy ludzie. Oni pokażą jej życie we wszystkich jego barwach. To przy swojej przybranej matce przekona się, że czasami piękne serce skrywa się za trudnym charakterem. Dowie się, że wszystkie decyzje wiążą się z konsekwencjami. 

„Złodziejka książek” to opowieść o przyjaźni i miłości w trudnych czasach II wojny światowej. Takich książek napisano całkiem dużo, jednak ta szczególnie łapie za serce. Przypomina, że wojna była dramatem dla wszystkich – Niemców, Żydów, Polaków czy Anglików. Wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób brali w niej udział. To książka, która pokazuje, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Mamy takie samo do miłości, przyjaźni, godnego życia, do poczucia człowieczeństwa. 

„Ludzie zwykle odkładają najważniejsze słowa na później, a ich bliscy odnajdują je w pośmiertnych listach”.



Śmierć… Czy Wy też zawsze mieliście wrażenie, że Śmierć jest kobietą? W „Złodziejce książek” jest rodzaju męskiego i w dodatku jest narratorem powieści. Opowiadając o swojej pracy nigdy nie mówi o sobie wprost, nie nazywa siebie po imieniu. Historie, które opowiada są poruszające. Najbardziej zaskakująca jest jednak wniosek, że Śmierć wcale nie wykonuje swojej pracy z przyjemnością. Dusze, które zabiera z ciał podczas wojny są dla niej podwójnie ciężkie. Śmierć ma wielką słabość do dzieci, po które musi przyjść. Jest wobec nic delikatny, wręcz otacza je specjalną pośmiertną opieką.  To niesamowite, ale czuje się do niego sympatię, a nawet współczucie, że musi taką pracę wykonywać. 

"Pięćset dusz.
Ujmowałem je w palce jak walizki. Albo przerzucałem przez ramię. Tylko dzieci nosiłem w ramionach".

„Złodziejka książek” to powieść, która obudzi w Was gamę uczuć – od radości po smutek, od śmiechu po łzy. Nie sposób się od tej książki oderwać. Pochłaniałam ją tak, jak Liesel Meminger nowe słowa podczas nauki czytania. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać „Złodziejki książek”, to czas nadrobić zaległości.

W Hulaj Duszowej ocenie: 10/10