poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Niby nic, a tak to się zaczęło


Zacznijmy od tego, że zdjęcie jest mocno archiwalne i zbieżność z dzisiejszym wyglądem wszystkich osób na nim obecnych może być jedynie przypadkowa... Ona napisała ostatnio, że przechodzimy właśnie etap machania na pożegnanie małżeńskim kłopotom. Jednakowoż, żeby do kryzysów w podstawowej komórce mogło dochodzić, najpierw trzeba się tym węzłem gordyjskim uświęconym związać. Żeby zaś się móc zaobrączkować, to wypada się wcześniej jakoś poznać, nierzadko polubić, a w wyjątkowych przypadkach pokochać.

U nas też początek był (i tu zaskoczenie) taki, że się byliśmy spotkaliśmy. Musicie mi wybaczyć, że jest duże prawdopodobieństwo pojawienia się w tym tekście wiele razy sformułowania "No zabij pan - nie pamiętam", ale ja już mam trochę jak starsi ludzie - pamiętam jak Wroński w Seulu'88 zdobywał złoto, a nie pamiętam gdzie odłożyłem klawiaturę minutę temu (O, jest! Można pisać.).

Na jakiejś zakrapianej imprezie firmowej kolega zapytał Ją, jak to jest? To ty się dwa lata zastanawiałaś, a on dwa lata czekał? To kto tu jest głupi? Akurat według mnie, to tamten kolega, ale każdy ma swoją definicję głupoty i nią się zajmować nie będziemy. Natchnął mnie ów wesołek natomiast do wspomnienia, jak to się zaczęło. I tego no... No zabij pan - nie pamiętam... Ona będzie pamiętać, także pewnie luki w mojej pamięci wyjaśnią się w następnym tekście.

Dodam od siebie, że kolega akurat jest fajny, ale ma specyficzne poczucie humoru i są osoby, które nie bardzo umieją się z tym pogodzić :P Jak widać należy do nich również On. Choć nie ukrywam, że ten komentarz dał mi do myślenia. A jak ja już zacznę myśleć, to... jak to z kobietami bywa, zaczynam rozkminiać, czy aby nie ma w tym choćby ziarnka prawdy. Aaaha, jeszcze jedno. Faktycznie pamiętam dużo więcej od Niego, ale nie zawsze jestem pewna, że chcę te fakty pamiętać :P - Ona

W każdym razie zaczęło się na pewno w Bydgoszczy. Ogólnie jesteśmy dość międzymiastową odmianą miłości. Ona jest z Piotrkowa (Trybunalskiego, bo są też chyba inne), ja z Białegostoku, poznaliśmy się w Bydgoszczy, parą zostaliśmy w Działdowie, zamieszkaliśmy w Łodzi, wesele urządziliśmy w Sulejowie, a na grzyby jeździmy pod Zgierz. Wiele miejscowości nas łączy, a dzieli nas w zasadzie jedynie stosunek do Krakowa, ale o animozjach topograficznych mówić dzisiaj nie będziemy.

Gwoli ścisłości - zaczęło się pod Bydgoszczą. W Bożenkowie chyba, ale Bydgoszcz jakoś tak dostojniej brzmi, więc niech będzie, że w Bydgoszczy. Ja tam o swoim stosunku do Krakowa mogę mówić. Bardzo lubię, chociaż to trochę snobistyczne miasto. On nie przepada, ale ciężko mu rozgraniczyć "miasto Kraków" od "mieszkaniec Krakowa". - Ona

W tamtych czasach Ona wyglądała mniej więcej tak:
       

No nie zakochałbyś się pan? No jak nie? Ja tam się zakochałem. Ja zresztą z natury kochliwy jestem, z tym że raczej w miłości to bardziej Werter, niż nieodżałowany Lemmy, więc w tej Bydgoszczy, jak już się zakochałem, to taki chyba mocno pasywny był podryw na zasadzie: "Hej, co jest? Ja tu siedzę, patrzę się na Ciebie tym miłosnym wzrokiem. Czy już się zakochałaś?" W myślach tak oczywiście ją podrywałem, bo podryw telepatyczny jest przecież kuźwa najskuteczniejszy, prawda? Ona wtedy miała jakoś krótkie włosy, ja wtedy chyba jeszcze długie loki, choć no zabij pan - nie pamiętam... Może Ona będzie pamiętała... Ja chyba byłem piętnaście kilo młodszy, a Ona tego samego wzrostu, co dzisiaj - znaczy jest ekstra - nie zdeptuje się. W każdym razie z Bydgoszczy wyjechałem bez specjalnego sukcesu sercowego, chyba że za sukces uznać, że zarejestrowała moje istnienie, ale tam było ze trzydzieści osób, więc raczej trafiłem do folderu znajomości ogólnych, niż zahasłowanego katalogu "Ach! Ach! Miłość! Miłość!". 

Trafił wtedy do katalogu "Znajomość ogólna z potencjałem". Nie pamiętam czy wtedy śpiewał, ale jeśli trafił do tej kategorii, to znaczy, że jest to więcej niż prawdopodobne. - Ona

Dalszą pracę u podstaw musiałem więc wykonywać przez GG (Facebooka miała wtedy tylko NASA i to tylko w planach). Siedziałem więc i wgapiałem się w Gadu-Gadu, zastanawiając się, czy już mnie kocha. No może trochę inaczej. W słowie pisanym chyba byłem nieco lepszy niż w kontakcie face-to-face, więc cośtam romansować zacząłem, ale zabij pan - jak nieudolnie, nie pamiętam... Ona będzie pamiętała na pewno. No pasmo sukcesów to raczej nie było. Czasem mi się wydawało, że coś iskrzy, częściej że jednak olewka. 


Trzeba Mu przyznać, że bajerę to On ma. Szczególnie w słowie pisanym. Sami przyznacie, że nie ja jedna daję się na to nabierać. A ja pozwalam sobie na to już ponad 10 lat! Coś tam podczas tego pisania u mnie drgało, ale nie ukrywam, że było kilku, którzy mieli nie tylko bajerę słowną, ale byli również namacalni ;) - Ona

Aha, jak pisaliśmy, to mogliśmy wyglądać jakoś tak, ale zabij pan...






I tak mijał czas od pisania do pisania, od spotkania strefowego (bośmy razem do Strefy Siatkówki pisali) do spotkania strefowego. W międzyczasie na rok, czy dwa się jakoś, o coś obraziłem (zabij pan - nie pamiętam, ale ja potrafię się obrazić nawet po jednym słowie, które genialnie potrafię sobie obudować kilkoma księgami trzynastozgłoskowych domysłów).

Oj potrafi się On obrazić... Co za charakter. Jakby nie można było rzucić talerzem albo chociaż pilotem w świeżo wyremontowaną ścianę (dziury w ścianie nadal istnieją). A ten jak już się obrazi, to koniec... A On dobrze pamięta o co się obraził, tylko kokietuje, że nie :P - Ona

On nie pamiętał naprawdę, ale Ona mu przypomniała. To był doskonały powód do obrażenia się :) - On

Aż nadejszło spotkanie strefowe w Działdowie... Miałem dojechać pociągiem z Białegostoku do zdaje się Warszawy, gdzie dojechać z Łodzi miał samochodem Mewa (Pan to się przez nasze życie przeplatasz jak jakiś za przeproszeniem anioł stróż albo po prostu stróż) i zabrać mnie do Działdowa. Tym samochodem jechała też Ona i z jej opowiadań wiem, że kiedy usłyszała o mojej obecności w było, nie było dość ograniczonej przestrzeni czeskiego auta przez kilka godzin, zestresowała się dość poważnie, bo wtedy chyba nie mieliśmy kontaktu od dłuższego czasu, Ona wiedziała doskonale o moim werteryźmie w jej kierunku, ja oczywiście jak to w takich sytuacjach bywa, kompletnie nie wiedziałem co Ona sobie tak naprawdę o mnie myśli.

Boże... jak ja się wtedy stresowałam. Obrażony Werter - masakra. Żeby to było prawdziwe spotkanie strefowe, to pół biedy. Ale to było spotkanie z cyklu mocno kameralnych - strefowiczów to tam może nas było sześć osób maksymalnie, podczas gdy Strefa liczyła wtedy spokojnie ponad 50 głów. - Ona

W Działdowie zdarzył się jednak cudowny zbieg okoliczności... Znaczy do poprzedniego tygodnia tak myślałem, bo jak wiecie coraz częstsze luki mam w pamięci. W zeszłym jednak tygodniu, kiedy staliśmy z Nią na balkonie i wspominaliśmy stare dzieje, dziwiliśmy się jak to się stało, że Mejbi (gospodarz imprezy, odpowiedzialny za rozlokowanie po chałupie) położył nas w jednym łóżku... Nie pamiętaliśmy. Z tym, że ja nie pamiętałem tylko przez minutę. Szybko wróciła mi pamięć, że po kilku/kilkunastu/kiludziesięciu/kilkuset głębszych sam go o to dyskretnie poprosiłem i jak widać nie tylko jajniki należą do Solidarności. W tym miejscu chciałbym jak najserdeczniej powiedzieć Patrykowi:

- Mejbi. Did I thank you?
- No.
- I will...

Wylądowaliśmy zatem w jednym łóżku. Chcielibyście pewnie, żeby jak to zwykle na imprezach skończyło się dzikim, pijackim, młodzieńczym, kilkunastosekundowym seksem? Nic z tych rzeczy. Choć skłamałbym, gdybym się zarzekał, że nie nastąpiły pewne próby zrzucenia werterowskiego kokonu na rzecz przeistoczenia się w Lemmiego motyla - jednakże bezskuteczne. Skuteczne za to było przytulenie się i mój romantyczny triumf, a jej zaakceptowanie faktu, że albo moja miłośc, albo nie znasz dnia ani godziny, kiedy zakochany kundel zmieni się w pana biegającego w siekierą i krzyczącego "Here's Johnny!".

Dzikim seksem się nie zakończyło, ale zagrał we mnie alkohol (a ten się lał wartkim strumieniem podczas wszystkich spotkań strefowych) i jakaś nostalgia nagła ogarnęła, że doszłam jakimś cudem do wniosku, że jednak te wielomiesięczne starania na GG poskutkowały. A co poskutkowało najbardziej, to przerwa spowodowana obrażeniem się przez jaśnie pana. Ot, taki babski charakter. - ONA.

Z Działdowa wyjechaliśmy jako para...

On