niedziela, 21 sierpnia 2016

Bo chodzi o to, by od siebie nie upaść za daleko


Macie za sobą średnio 6-10 lat związku (bardzo prawdopodobne, że jedno lub dwoje dzieci) i wydaje Wam się, że znacie się jak łyse konie. Myślicie, że w Waszym związku wszystko jest ustabilizowane, a pojęcie rutyny zapisujecie po stronie plusów. Nie dajcie się zwieść. Prędzej czy później rutyna podstępnie przejdzie na stronę minusów, a Wy będziecie musieli się zmierzyć z nierówną walką jak ją kopnąć w d... i wyrzucić ze swojego życia.

My przechodzimy teraz taki okres, w którym stabilizacja została zburzona, a do tego rutyna szyderczo śmieje nam się w twarz i krzyczy "Veni, vidi, vici!". Po ciężkich rozmowach uznaliśmy, że trzeba wziąć się z życiem za bary. Nasze sposoby na pokonanie rutyny? Bardzo proszę, o nich kilka słów poniżej. I wcale nie jest to kilkudniowy wyjazd do spa za milion monet (chociaż i taki może kiedyś uda się zorganizować), ale codzienne małe przyjemności.

Na ten przykład... Wracam sobie ostatnio z pracy (jakiś kwadrans po 22:00 - urok pracy w centrum handlowym), a tu na stole kolacja. Niby nic wyjątkowego, bo od dwóch tygodni mąż mnie tak rozpieszcza niemal codziennie, ale patrzę, a tu na stole stoi talerz sushi. O matulu! - krzyknęło serce. Nie żebym była jakoś bardzo głodna, ale poziom przyjemności wskoczył na co najmniej jeden level wyżej.

sushi

Zdarza Wam się, że oboje macie wolne, a dzieci są w przedszkolu? Jeśli tak, to jest to propozycja dla Was. I wcale nie chodzi mi o seks w środku dnia ;) Po prostu weźcie aparat i idzie na spacer. Nam się zdarzyło to kilka dni temu i to była naprawdę fajnie spędzona wspólnie godzina. My do tego wszystkiego wzięliśmy jeszcze futrzaka, dzięki czemu możemy sobie robić takie fajne selfie w parterze.


A kiedy jedno z Was czuje się gorzej i miewa niezrozumiałe dla drugiej strony fochy, niech napisze list. Nie patrząc w oczy jest łatwiej wyrzucić z siebie żal i smutek, swoje problemy i troski. Łatwiej jest napisać o swoich obawach i oczekiwaniach, gdy druga strona nie przerywa, gdy nie patrzy się na cała gamę uczuć wyrażanych niewerbalnie. Pewnie gdyby On chciałby mi to wszystko powiedzieć prosto w twarz, to skończyłoby się awanturą/płaczem/wzajemnymi pretensjami. A przecież nie o to chodzi. I nasza wieczorna rozmowa na tematy poruszone w liście mogła toczyć się już zupełnie spokojnie, dzięki czemu możemy iść dalej naprzód... razem.

list

PS. Zapomniałabym... Śpiewajcie razem! To jest genialna terapia. My ostatnio zafiksowaliśmy się na woodstockowym klasyku. Dzięki ci za nią Piotrze Bukartyku :)

Ona