Daję po buziaku, przez kwadrans
słucham jak się przekomarzają i chichoczą. Ma~ ze śmiechu spada
z łóżka. Uciszam i próbuję namówić do spania. Pierwsza zasypia
Ma~, więc HaNutka domaga się rytualnego miziania po plecach.
Dzisiaj ma problemy z zaśnięciem. W końcu przytula się do mojej
dłoni i po pięciu minutach słyszę jak głęboko i spokojnie
oddycha.
Zanim wyjdę z pokoju, patrzę na ich
buzie, po których jeszcze błądzi uśmiech. Udziela mi się ten
spokój, chociaż wiem, że mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia
tego wieczoru. Głęboko oddycham, bo przecież dwa dni temu
postanowiłam, że to będzie weekend otwierający kolejny etap życia
i tego zamierzam się trzymać.
Jedna z moich ulubionych blogerek –
Tekstualna określa to zaczynaniem od nowa. Sens jest podobno, ale w
gruncie rzeczy nie przepadam za określeniem „zaczynać od nowa”,
bo rzadko kiedy da się zacząć tak zupełnie od nowa. Prawie zawsze
jest coś co wiąże nas z przeszłością. A czasami po prostu nie
chcemy się z przeszłością rozstawać. Lubię za to rozpoczynać
kolejne etapy, wchodzić na następny poziom w grze zwanej życiem.
Buzują we mnie wtedy te pozytywne
emocje. Planuję, obmyślam, zasypuję siebie i najbliższych
(głównie Jego) pomysłami. Czasami widzę jak się pod nosem
uśmiecha, gdy wpadam z tekstem „wiesz co, mam taki pomysł!” i
zaczynam nawijać jakby mnie ktoś nakręcił. Lubię tę adrenalinę,
sama sobie jej dostarczam. Przydaje się szczególnie w takie
miesiące jak te jesienne, gdy wieje i pada, a ciemno za oknem robi
się już po 18.
To jak wyrabianie nawyków. Raz, drugi
czy trzeci będzie to na krótki dystans, ale za czwartym razem w
końcu to „coś” z nami zostanie. Dla mnie najważniejsze jest
to, że z każdym nowym etapem/ postanowieniem wierzę, że tym
razem, to będzie właśnie ten właściwy moment. Teraz też tak
mam. Dałam sobie kopa energetycznego na jesienne dni i tego
zamierzam się trzymać.
PS. Pracę nad nowym etapem życia
zacznę od zmiany fryzury. Tak zupełnie po babsku :)