wtorek, 6 września 2016

Bajkę, którą łatwo zacząć, trudniej skończyć


- Kochanie nie zgadniesz co znalazłem! - usłyszałam kilka dni temu przez telefon. Byłam akurat w trakcie przegryzania w pracy kanapki, więc zdołałam przełknąć i wykrztusić lakoniczne "No?". Dwa dni wcześniej znalazł w komórce zdechłego szczura wielkości kota, więc z przestrachem pomyślałam, że tym razem czas na jakieś bardziej egzotyczne zwierze - jenota albo rosomaka. Ale nie...

Zdechły szczur nie był wielkości kota. Był wielkości tygrysa, a raczej Tygrysa, a dokładniej Sonderkraftfahrzeug 181 Panzerkampfwagen VI Ausführung H, Tiger. Dobrze, że był zdechły, bo inaczej to on mógłby dziś skrobać ten dopisek, że znalazł w komórce człowieka wielkości przeciętnej, ale o ogromnym sercu i niespotykanej woli walki. Mniam! - On

Na szczęście okazało się, że znalezisko nie należy do żadnego z  gatunków martwej przyrody. Nie znaczy to jednak, że nie było lekko przerażające. Było to bowiem... archiwum gadu-gadu! Tak proszę państwa, archiwum gadu gadu. Czy wy jeszcze pamiętacie w ogóle to ustrojstwo? A może nadal używacie? Szczerze przyznam, że ja już prawie zapomniałam, że coś takiego istniało i było miejscem, w którym toczyło się towarzyskie życie wirtualne. Błogosławiona aplikacja szczególnie dla wszystkich "par na odległość". Dla nas również, ale to dopiero po 24 lutego 2007. Skąd to wiem? Nie, to nie genialna pamięć. To właśnie dzięki archiwum GG.

Cóż to był za dziki i prymitywny świat! Żeby porozmawiać na GG trzeba było zgrać się tak, żeby jednocześnie być w domu przy komputerze, bo telefony służyły wtedy jeszcze do dzwonienia. Piosenki wysyłaliśmy sobie mailem. Pewnie dzisiaj córki by nas wyśmiały i spytały, czemu byliśmy takimi tłumokami, skoro mogliśmy po prostu wkleić sobie link z youtuba. Weź pan teraz wytłumacz dziecku, że youtube to nie Koluszki, żeby istniał odkąd pamiętam... - On


I tak to właśnie od kilku dni robimy sobie seanse powrotu do przeszłości. Lektura przednia. Czasami bywa zabawna, czasami lekko żenua, ale ile my sobie historii i wydarzeń dzięki temu przypomnieliśmy! Zdarzają nam się co prawda pewne rozbieżności, ale jak do tej pory udało nam się je wszystkie sprowadzić na wspólny tor. Ale do sedna...

Zabawne... żenua... hohohoho, ubaw po pachy. A gdzie cierpienie młodego Wertera? A gdzie dramat, płacz, rollercoastery emocjonalne, pościgi, strzelaniny? Ja się pytam! - On

O wspomnienia się bowiem rozchodzi, a w zasadzie o ich pielęgnowanie i wracanie do nich. Zdarzyć się może, że przypomnicie sobie nagle, że On mówił do Niej "Maleństwo", a Ona do Niego "Niedźwiadku". A jak Ona chciała mu pierwszy raz wyznać miłość, to zacytowała klasyka, czyli Kubusia Puchatka. I jak już zaczniecie wracać do wspólnych wspomnień, to nie możecie przestać. Zdjęcia, ukryte w specjalnym pudełku bilety PKP (oj, polska kolej państwowa zarobiła dzięki nam trochę kasy), ulubione "wasze" piosenki.

No Jej pierwsze wyznanie miłości musiało być takie wyjątkowe, w końcu obmyślała je prawie dwa lata dłużej niż ja swoje! PKP z kolei, jak to kolej - mimo, że zasadniczo jeździ, to chętnie pobierała podatek od naszego "chodzenia". Ale to były czasy... miejsca dla palących, wóda lejąca się wartkimi strumieniami niczym fontanny przed Manufakturą, niektóre przedziały miały nawet swoje destylarnie, szczególnie te, w których jechali chłopcy malowani do cywila. - On



I ze zdziwieniem odkryjecie, że ostatnie trudne miesiące wcale nie były takie złe. A przynajmniej nie aż tak złe, żeby rzucać te kilka wspólnych lat w cholerę. I że fajnie jest zacząć tworzyć nowe kolorowe wspomnienia, do których wrócimy za kolejne dziesięć lat. Szkoda czasu na rozkminianie, że coś nie wyszło, coś poszło nie tak. Trzeba wychylić po setce, otrząsnąć się (bo przecież wódka nie jest do normalnego picia) i iść do przodu. Razem.

Nie zawsze jest to co prawda takie łatwe, ale po dwóch setkach już jakby prostsze, a po trzech to już bajka - tylko z tym "do przodu" po trzech już różnie bywa... Czego i Państwu życzę. - On