czwartek, 15 września 2016

Hej, przedszkole ukochane, co bez ciebie zrobię ja?

„Kochanie, a może powinniśmy przepisać dziewczynki do państwowego przedszkola?” - zapytałam ostatnio Pana Małżonka. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, dotknął mojego czoła i podrapał się po głowie. „No nie, gorączki nie masz” - zawyrokował. „To oznacza, że albo oszalałaś, albo do obiad zamiast pieczarek omyłkowo dodałem grzybki halucynogenne”. Po czym rzucił się na ziemię niczym Rejtan na obrazie Matejki i zakrzyknął: „Chyba po moim trupie”! Zastanawiacie się czemu? No to proszę uprzejmie, oto powody.


Wyjaśnijmy może jednak na początek, skąd mi w ogóle do głowy przyszedł taki pomysł. Nowy rok przedszkolny ruszył pełną parą. Wprawdzie nasze Harpie (prawda, że pieszczotliwe określenie?) chodzą do placówki, która w trakcie roku ma tylko dwa tygodnie przerwy, to jednak wrzesień wygląda podobnie jak w innych domach, gdzie rodzina jest większa niż Ona + On + (opcjonalnie) zwierzak. Wszystko za sprawą Mammona – boga pieniędzy. Ale do rzeczy...


Zebranie w przedszkolu bowiem było... Średnio raz na trzy miesiące jest, ale to wrześniowe jest szczególnie, albowiem rozprawia się o nim w większości o drażliwym temacie opłat wszelakich. I o ile córki nasze nie są w placówce wychowawczo-opiekuńczej świeżynkami, tak jakoś zawsze ciężko jest przełknąć wstępne wyliczenia. Przyzwyczajam się dopiero jakoś przy listopadowym przelewie. Póki co jednak liczę, przeliczam, kalkuluję. I rozpisuję co my tu musimy zrobić, żeby podołać zobowiązaniu, które sami sobie na łeb wpakowaliśmy. Bo jak tu odmówić kiedy Starsza Harpia robi oczy Kota ze Shreka i pyta „Mamo, ale na te zajęcia dodatkowe z p. J**** to mnie zapiszesz, prawda?”.


I tynk ze ścian wolelibyśmy skrobać sobie na obiad, niż zmienić Harpiom przedszkole. Pewnie niejeden popuka się w głowę i powie „Zwariowali!”. Ale niech mi ktoś powie, że w przedszkolu publicznym w tym roku szkolnym znalazły się miejsca dla 2,5-latków? Pewnie się znalazły, ale ze świecą tych placówek można szukać. A w takim właśnie wieku jest nasza Młodsza Harpia, która do najmłodszej grupy przedszkolnej przeszła płynnie z Klubu Malucha, mieszczącego się w tym samym budynku co przedszkole. A to oznacza, że nie zaliczyła żadnego szoku związanego ze zmianą „cioć” czy otoczenia. Po prostu zmieniła salę i ma od września trochę bardziej zorganizowany czas i tzw. zaplanowane zajęcia. To tak na początek.

„Dzieci w przedszkolu chorują” – słyszę takie zdanie non stop. To ja się pytam, czemu moim poważnie zdarza się zachorować może raz w roku? Czemu nie pamiętam już kiedy miały katar? (tfu, tfu, odpukać, bo pewnie wykraczę) Może sekret tkwi w małych grupach? U młodszej Harpii jest około siedmioro dzieciaków, u starszej – około czternaścioro. Bez porównania z grupami z placówek państwowych, w których jest po 25 dzieci.

Dwa place zabaw! Ha! W niejednym przedszkolu państwowym muszą wychodzić z dziećmi do pobliskiego parku, a nawet jak przedszkole posiada własny plac zabaw, to czasami żal patrzeć w jakim jest on stanie. A tu... w ogrodzie istny raj do zabawy, a jak jest po deszczu i trawa jest mokra to na drugim placu zabaw można poszaleć na rowerkach biegowych, huśtawkach, czy trampolinie.


Moc zajęć w ramach czesnego. Wiem, że są zwolennicy ograniczania dzieciom zajęć dodatkowych, ale chyba nikt mi nie wmówi, że maluchy w wieku trzech, czterech czy pięciu lat nie będą się fantastycznie bawić przy zumbie? A takie właśnie zajęcia od tego roku będą u nas w ramach funkcjonowania placówki. Do tego dwa rodzaje gimnastyki – korekcyjna i metodą ruchu rozwijającego plus regularne wyjścia do pobliskiego figloraju. Ruch, zabawa i samo zdrowie. A że po dużej dawce ruchu można zgłodnieć, to dzieci uczą się też gotować. Nie zabraknie przyjemności dla duszy, jak regularne spotkania teatralne czy wyjścia do biblioteki. Do tego oczywiście angielski, ale chyba nie ma już placówki (czy to państwowej, czy prywatnej), w której nie prowadzi się zajęć z języka. A to tylko zajęcia z podstawowej oferty przedszkola.


Wiecie jakie to cudowne, gdy odbiera się dziecko wyhasane, szczęśliwe i które o godzinie 19:00 jest już gotowe do snu, a rodzice mają przed sobą wizję wieczornego relaksu? Zdrowie psychiczne rodzica powinno stać bowiem na pierwszym miejscu wszelkich potrzeb rodziny. Pytam się zatem ja: czy można zmienić reformę oświaty, aby rodzic mógł posyłać dziecko do przedszkola do 18. roku życia? :)