piątek, 23 września 2016

Rozmowy (nie)kontrolowane

Wiecie po czym poznaję, że w naszym związku dobrze się dzieje? Po tym, że nie możemy się nagadać. Szczególnie, gdy mamy wspólny wolny wieczór i nie musimy się ograniczać do jednego rodzaju przyjemności. Łapiemy się na tym, że przychodzi godzina pierwsza w nocy, a moglibyśmy drążyć temat do rana.


Nie zawsze tak było. Bywały okresy, że każde siadało wieczorem przed ekranem swojego komputera na kilka godzin. Zajmowaliśmy się swoimi mniej lub bardziej ważnymi sprawami, po czym każde zawinięte jak naleśnik we własną kołdrę zasypiało z natłokiem myśli, których nie chcieliśmy uwolnić. Zdecydowanie to nie był dobry czas w naszym życiu.

Tak sobie pomyślałem, że problem kołdry i naleśnika jest typowy dla społeczeństw aspirujących do miana rozwiniętych. W dupach się poprzewracało, stać na dwie kołdry, to później trzeba borykać się z problemami małżeńskimi. Jak mawia stare powiedzienie: "Gdzie kołdry dwie, tam... cholera wie." - On

Teoretycznie można by było powiedzieć, że pod względem technicznym obecny też nie jest wymarzony, ale przynajmniej jesteśmy w stanie przegadać problemy i tematy, które nas nurtują. Czasami mam wrażenie, że gdyby ktoś na nas spojrzał z boku, to by powiedział – czy oni nie mają co robić? Czemu? Bo z jednego drobnego wydarzenia potrafimy przejść płynnie do dyskusji na temat zjawiska społecznego, z którym to wydarzenie się wiąże.

To prawda. Szczególnie w moim przypadku z racji wykształcenia łapię się na tym, że jak wieczorem usłyszę komara nad uchem, to w głowie już mam rozprawę na temat "Komar, a współczesna rodzina robotnicza - wspólny wróg, czy katalizator kłótni o uchylone okno?" - On

Bardzo mi się to podoba, że zamiast codziennie rozmawiać o tym, co będzie na obiad, czy co trzeba kupić następnego dnia, potrafimy nadal rozmawiać o życiu, o tym jak sobie wyobrażamy świat, o potrzebach ważniejszych niż wybór szamponu do włosów. I że czasami wchodzimy sobie w słowo, bo mamy sobie tyle do powiedzenia. Przeczytałam ostatnio, że z punktu widzenia pewnej pani mediator nie wróży nam zbyt dobrze, ale zakładam, że stanowimy wyjątek od reguły. Brak tematów do rozmów stałby się gwoździem do trumny naszego związku.

Jest też możliwe, że temat szamponu do włosów wypadł z czołówki, bo już nie wszyscy w tym małżeństwie posiadają włosy, a przynajmniej nie tyle, ile by chcieli. - On

I tu zapala mi się czerwona lampka. Odkąd nasze córki rozwinęły umiejętność posługiwania się językiem ojczystym buzie im się nie zamykają. Próbują nas zagadać na śmierć. Mówią non stop, chcą nam opowiedzieć o wszystkim co widziały, co robiły, co myślą na dany temat. Mają niewiele lat, ale już wiadomo, że gdy dorosną będą potrzebowały drugiej połówki, z którą będą mogły nawijać do rana, choćby miały wstać niewyspane. Czas przestać się zastanawiać po kim to mają :)

Żeby one próbowały nam opowiedzieć o wszystkim, co widziały, to jeszcze byłoby pół biedy. Powoli zaczynają się starać opowiedzieć o wszystkim, czego nie widziały... - On