wtorek, 30 sierpnia 2016

Oglądam twoją twarz w lunecie


Wygodny fotel, deska serów, butelka niezłego wina, pięćdziesiąt cali, kino domowe... Komfort oglądania zdawałoby się zaspokajający podstawowe potrzeby nowoczesnego konsumenta. Nic z tych rzeczy. Odkąd ludzkość wynalazła prywatność, niezmiennie na czele toplisty mediów pozostaje dziurka od klucza.


Tylko, że ta dziurka obecnie jest diametralnie inna od tych dziurek z lat minionych. Coraz częściej jest nieco bardziej rozwiercona, żeby podpatrującemu lepiej się oglądało. Jakby też trochę zmieniła się jej wysokość, tak żeby obserwator nie stał cały czas zgięty w pół, bo go jeszcze plecy rozbolą i sobie pójdzie. Lubimy podglądać to, co teoretycznie nie jest dla naszych oczu przeznaczone, ale też dzisiaj coraz częściej i chętniej spuszczamy z łańcucha nasz ekshibicjonistyczny pierwiastek. Co prawda wciąż na zasadzie "Zdradzę Ci sekret, nie mów nikomu", ale z pełną świadomością, że to najlepszy sposób na puszczenie tajemnicy w dziki świat.


Kto kogo bardziej napędza? Czy jesteśmy w stanie podzielić ludzi na dwie równe połowy - podglądających i podglądanych? Wraz z rozwojem technologii i mediów społecznościowych część wspólna obu zbiorów zdecydowanie się rozszerza. Niegdyś obiektem zainteresowania były tylko osoby z pierwszych stron gazet. Teraz podglądamy się nawzajem na Facebooku, Instagramie czy innym Snapchacie. Piszemy blogi, tweetujemy, przepuszczamy swoje zdjęcia przez jakieś dziwne filtry (o co do cholery chodzi z tymi psimi mordkami ze Snapchata?!). Nawet ci, którzy chcą stać tylko po stronie podglądanych, muszą obserwować potencjalną konkurencję. A ci, którzy tylko podglądają? Szukają własnego odbicia, czy raczej okazji do wyładowania na innych swojej frustracji? Nie jesteśmy pewni, czy można w ogóle znaleźć odpowiedzi na te wszystkie pytania. Bardziej zastanawia nas natomiast do czego to doprowadzi. Do czego są w stanie posunąć się podglądani i jak dużą dawkę cudzej prywatności są w stanie przyjąć podglądający.

Jak się na razie okazuje otwarcie swojej sypialni nie jest już epokowym wydarzeniem w świecie mediów, a odbiorcy trochę ziewając komentują, czyja sekstaśma była lepsza albo kto fajniej opisuje swoje łóżkowe życie na blogu. To chyba jednak nie jest jeszcze granica możliwości obu stron dziurki od klucza. Co jeszcze można wymyślić? Umieścić kamerę w trumnie i oglądać jak się tydzień po tygodniu rozkłada człowiek albo nawet celebryta? (A może już ktoś to zrobił?). Wciąż jednak prawdopodobnie najbardziej fascynujące jest podglądanie ludzkich uczuć, codzienności po zrzuceniu wyjściowej maski dla gości i próba dowiedzenia się, jaki naprawdę jest ten człowiek po drugiej stronie dziurki od klucza.


Nic dziwnego, że jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne blogi parentingowo-lifestylowe, a telewizje prześcigają się z wykupywaniu łzawych formatów. Ledwo co rolnicy znaleźli (lub też nie) swoje drugie połówki, a chamki stały się damami (a nie, przepraszam, lejdi), a już za chwilę będziemy emocjonować się jak bogaci udają biednych w Azji. A my wciąż z wypiekami na twarzy będziemy śledzić kto się wytaplał w błocie własnych emocji, kto kogo w d*** kopnął, a kto ze łzami na twarzy pożegnał się z programem.

Oddając Wam w ręce (a raczej oczy) tego bloga, też trochę stawiamy krzesełka i maszynę z popcornem przed drzwiami. Wiemy, że część naszych czytelników to ludzie, którzy lepiej lub gorzej nas znają. Nie wiemy czy przypadkiem nie dowiedzą się o nas rzeczy, których nie chcieliby wiedzieć. A może będą z wypiekami na twarzy czekać na każdy kolejny tekst, żeby przyglądać się naszemu życiu bez makijażu? Nie wiemy, ale nie ukrywamy, że nas też to fascynuje i oglądanie Waszych reakcji to też patrzenie przez dziurkę od klucza. Specjalnie nie staramy się jakoś ukrywać naszych tożsamości, bo anonimowość sprzyja fikcji. Ci, którzy nas nie znają też nas ciekawią. Co Was tu sprowadza przyjaciele?