wtorek, 13 grudnia 2016

Słoma zamiast sianka, czyli przedświąteczny amok

Ach co to będzie za wieczór! Przygaszone światła, wszyscy ubrani jak na wesele dalszej kuzynki, w tle kolędy aktualnych gwiazd telewizji śniadaniowej, które zdają się co roku brać udział w tym samym plebiscycie na najgłupsze, najrzewniejsze lub najbardziej góralskie wykonanie "Silent Nacht". Popłyną serdeczne życzenia i łzy pewnie też popłyną. Żeby babcia to jak najwięcej świąt z nami, a żeby wnusia w końcu lepszą pracę albo chociaż lepszego chłopa znalazła, albo żeby w ogóle coś lub kogoś znalazła, bo póki co tylko gubi - najczęściej bieliznę w czasie imprezy. Zięciowie będą tacy trzeźwi i serdeczni, a teściowe będą tym zięciom dobarwiać barszczu i nie dodawać w myślach "A udław się kanalio!". Opłatek łamać się będzie bez toastów, a serca łamać się nie będą - taki to będzie wieczór!

Ale spokojnie. Do  tego wieczoru jeszcze zostało prawie dwa tygodnie, jeszcze żadne kompoty z suszu i pierogi nie obligują nas do do bycia miłymi dla innych. Nie będą nam różne dekalogi, etyki i sawułarwiwry mówiły, jak mamy się odnosić do ludzi poza wigilią. Ludzkim głosem w końcu mówi się tylko raz w roku, nie ma obowiązku w pozostałe dni. Weszliśmy właśnie w kulminacyjną fazę roku o roboczym tytule "Mój jest ku..wa ten karp! Ku..wa!" Ręka do góry, kto nie był świadkiem naparzania się o karpia, wyrywania ostatniej sztuki Barbie Jakiejśtam w Jeszcze Bardziej Jakiejśtam Sukience, opieprzania kasjerki, że na cenówce oddalonej od tejże kasjerki o mniej więcej dwie przecznice, czyli na końcu sklepu, jest napisane 2,29, a na paragonie wybiło 2,32. Ja już nie mówię o soczystych życzeniach dla pana, który właśnie sekundę przed nami kupił choinkę, którą upatrzyliśmy sobie w kolejce. Ja już nie wspominam o zamówionych w internecie dwudziestego trzeciego prezentach o wdzięcznej nazwie "Jak to do wuja ciężkiego nie dojdzie na jutro?!" Przemilczam kwestię słynnych, serdecznych, świątecznych, ciepłych pozdrowień "Ja płacę! To jest wasz obowiązek! I powiem wam jeszcze jedno - JA płacę!" Przemilczmy. Skupmy się na czym innym. 

Skupmy się na tym, że sami sobie robimy problemy przyjaciele kochani. Ja wiem, że żyjemy w sfrustrowanym społeczeństwie. Wiem, bo JA też płacę! Co w nas jednak takiego jest, że potrzeba zgnojenia bliźniego jest silniejsza nawet od dążenia gatunku do reprodukcji? Wychodzimy z urzędu w którym pracujemy - było w robocie tak sobie, no rozdrażniła nas natapirowana pięćdziesiątka, która objechała nas jak wesz małpę, bo nie wzięła z domu dowodu osobistego - nigdy nie bierze, bo JĄ wszyscy znają, a ona zna portiera w firmie BARDZO wpływowego człowieka i już tu nie pracujemy! Idziemy na pocztę i jedziemy równo z okularnicą po trzydziestce, bo jest kolejka, okienka są trzy, a otwarte tylko dwa! Prosimy z kierownikiem, bo ta pani się do niczego nie nadaje! Okularnica po trzydziestce wychodzi z roboty, idzie do marketu i używa sobie z rozkoszą, drąc się na natapirowaną pięćdziesiątkę na kasie. Natapirowana pięćdziesiątka pójdzie jutro do urzędu  i trafi na nas... Nie macie wrażenia, że to się kręci tylko dlatego, że spory odsetek z nas jest zbyt głupi, żeby na jakimś etapie po prostu to przerwać i dać sobie spokój z odgrywaniem się za swoją niedolę? 

Powiem też w tajemnicy (jeżeli ktoś jeszcze nie wie), że tym darciem ryja, to można wygrać coś tylko pozornie. Może i dadzą nam dziesięć złotych rabatu, żebyśmy zamknęli pysk tu i teraz, ale tak naprawdę to ci mili dostają świeższy kawałek kiełbasy, przymknięcie oka na trochę nieczytelne ksero dowodu w urzędzie i zniżkę na telefon w salonie. Ja wiem, że pokusa ulżenia skołatanym nerwom jest dość spora. Sam czasem gryzę się w język, żeby przypadkiem nie oberwało się komuś, kto kompletnie nie jest winien moim niedogodnościom, a tylko stoi na pierwszej linii frontu. Jednak żyjemy już w na tyle zacietrzewionym narodzie, na tyle szczujemy się na siebie z byle powodu, a głównie po to żeby Ci na górze się mogli od siebie odróżniać, że nie warto tracić żadnej okazji na uśmiech do ludzi, z którymi mamy kontakt, nawet jeżeli jest to pozornie sytuacja, w której to my mamy władzę, bo jesteśmy za przeproszeniem klientem. Fajnie by było żyć w takiej atmosferze, która swoją codziennością nie kontrastowałaby tak bardzo z tym jednym, wyjątkowym wieczorem, kiedy to będziemy tacy w mordę fajni chrześcijanie, że Kowalska to nigdy taką chrześcijanką nie była, a Malinowski to dupa nie katolik przy NAS...