wtorek, 27 grudnia 2016

Możesz dzieckiem być niewinnym...

Witajcie po świętach! Najedzeni? Mikołaj był hojny w tym roku? Mamy nadzieję, że tak. Nasze święta miały tylko jeden minus. Za szybko się skończyły. Ale za to były takie, jakich w tym roku potrzebowaliśmy - mega leniwe. W końcu mieliśmy okazję podładować akumulatory. Bo nic tak pozytywnie nie wpływa na człowieka jak spędzenie dwóch dni z najbliższymi, zaglądając co chwila do maminego garnka i uwalniając swoje wewnętrzne dziecko. 


Od początku grudnia czas pędził ekspresowo. Jeden dzień deptał drugiemu po piętach. Kilkukrotnie łapałam się na tym, że nie wiem czy to środa, czy może już czwartek i zastanawiałam się, czy jakimś sposobem nie straciłam doby z życiorysu. Wczesna pobudka, Córki do przedszkola, my do pracy. Tam nadgodziny, więc któreś z nam pędem do placówki odebrać Harpie. Wpadaliśmy w ostatniej chwili. Do tego kupowanie prezentów, ogarnianie codziennych spraw. Do późnej nocy planowanie planu na kolejny dzień co do minuty. Jak na karuzeli. Szybciej i szybciej, aż do porzygu (sorry, ale na karuzeli zawsze mam mdłości, a ta zamieniała się w rollercoaster z parku rozrywki). 

STOP! 

24 grudnia kilka minut po godzinie piętnastej świat w końcu zwolnił. Dwie godziny później mogliśmy już usiąść do rodzinnej kolacji wigilijnej. I chociaż pies szczekał pod stołem, domagając się chociażby pieroga z serem, a dzieci nie mogły usiedzieć w miejscu (no gdzie jest Święty Mikołaj?!), to i tak panował cudowny emocjonalny spokój. W końcu nie trzeba było gonić, odhaczać kolejnych punktów z listy, przestrzegać ram czasowych. Na co dzień Harpie chodzą spać już po 19:00, tym razem buszowały pośród nowych zabawek do 22:00, a ja nie zamierzałam im tego odbierać. Ich radość i pozytywne emocje działały na nas jak najlepsze lekarstwo. Dzięki temu mogliśmy też odgruzować swoje wewnętrzne dzieci.

On podczas tych świąt odkrył nową pasję. Według Świętego Mikołaja Córki były tak grzeczne, że dostały kilka zestawów Lego. Wszystkie typowo babskie - jakieś zwierzaki, słodkości i inne cuda wianki. Okazało się, że tematyka w niczym nie przeszkadza tatusiowi, który niczym rasowy budowniczy tworzył i składał poszczególne elementy razem z Harpiami i sam zachęcał dziewczyny, żeby otwierały kolejne zestawy. 

Ja w końcu mogłam nadrobić dokumentację fotograficzną. Brakowało mi tego szaleństwa z aparatem. Ze smutkiem zaglądam do folderu ze zdjęciami. W poprzednich latach roi się od fotek naszych i dziewczynek, ostatnie miesiące są wręcz tragicznie ubogie. Mijanie się na co dzień nie ułatwia sprawy. Mam nadzieję, że ten świąteczny czas będzie dobrym nowym początkiem i pozwoli nam z powrotem zwiększyć częstotliwość okazji do wspólnego robienia zdjęć. Żałuję tylko, że jak zawsze z głowy wyleciało nam zrobienie sobie wspólnego zdjęcia. Tym bardziej, że niewiele już brakowało, żeby tych wspólnych świąt nie było... ale o tym w podsumowaniu roku, które już niebawem. 

A jak Wam minęły święta?