poniedziałek, 19 grudnia 2016

A nas wiedzie siedem demonów...


W sobotę, jak to w sobotę - jedni ruszają w plener robić zdjęcia, inni ruszają w galerie robić selfie, kolejni ruszają na podbój parkowych alejek, trenując do maratonu, a są tacy, co ruszają z sypialni na kanapę, trenując sztafetę po kanałach tv. Ona w sobotę zazwyczaj idzie do pracy. Ja zazwyczaj jadę gdzieś w Polskę na mecz. Sobota jak sobota... Wsiadłem do samochodu i wyruszyłem w trasę do Radomia. Tę samą trasę, którą pół roku temu jechaliśmy razem. Tę samą, od której zaczęła się niezła wichura w naszym życiu. Tym razem byłem sam. Sam z kierownicą, radiem i sam ze swoją własną głową. Kilometr po kilometrze, miejscowość za miejscowością.

Od tamtego czasu skończyło się kilka remontów na drodze, zaczęło się kilka nowych - jak w każdej codzienności. Koła połykały kolejne odcinki asfaltu, a ja połykałem w głowie ostatnie pół roku, dzień po dniu. Ona twierdzi, że nie potrafię oddzielać wydarzeń od ich krajobrazu, od tła które im towarzyszy. Ma rację. Tak jak słuchając "Fade To Black" już do końca życia będę podczas tej piosenki teleportował się do sali gimnastycznej w podstawówce i szkolnej imprezy, dość na wyrost zwanej dyskoteką, tak droga do Radomia nie pozostanie zwykłą trasą z punktu A do punktu B. Tym bardziej, że zbiegi okoliczności zawsze korespondują z takimi sytuacjami. Na przykład trochę musiałem podczas drogi odpocząć od nowej Metalliki, która od miesiąca nie schodzi z głośników w aucie. Zmieniłem losowo płytę w zmieniarce i na pierwszy ogień wpadło autentyczne dzieło, które w różnych sytuacjach daje bardzo dużo do myślenia. Posłuchajcie, bo warto.


Siedem grzechów głównych. Siedem demonów, które wypadają z toplisty ludzkich inspiracji. Siedem namiętności, które tworzy historię. Tę dużą i te prywatne życiowe historyjki. Historia wojen, szafotów, wielkiej polityki, a nawet małej, dzisiejszej, zaściankowej polityki, to historia naszych siedmiu największych słabości. Nawet jeżeli ktoś twierdzi, że intencje, motywacje do działania bywają wzniosłe, czyste i z gatunku tych dobrych, to ja śmiem twierdzić, że za każdą z nich stoi ta druga namiętność - już nie tak krystaliczna. Powiem więcej, te wzniosłości zazwyczaj są po prostu woalką dla naszych demonów. Nie potępiam. Przyjmuję z dobrodziejstwem inwentarza taką sytuację, po prostu staram się nie być w życiu hipokrytą. Cenie sobie Mefistofelesów życiowych. Znacznie bardziej podoba mi się siła, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie dobro czyni, aniżeli postawa odwrotna, trochę niestety dominująca w dzisiejszej rzeczywistości. 

Ile demonów w ostatnim półroczu mnie pokonało? Przynajmniej kilka, ale świadomość tego pozwala mi tłuc się z nimi codziennie. Czasem zdarza im się na chwilę zamroczyć mnie jakimś celnym prawym prostym między rękawicami, ale chyba póki co wygrywam tę walkę na punkty. Z iloma demonami w ciągu ostatnich sześciu miesięcy walczyła Ona? Pewnie też z niejednym. Mam nadzieję, że z podobnym skutkiem. 

Tamta droga do Radomia była moją porażką. Myślę, że była też Jej porażką. Chyba niewiele brakowało, żebyśmy nadchodzących świąt nie spędzali razem, kto wie? Na szczęście życie to nie do końca matematyka i suma dwóch porażek nie zawsze daje w wyniku przegraną. Nasze klęski chyba doprowadziły finalnie do czegoś dużo lepszego niż przypuszczaliśmy. Mówiłem już, że zbiegi okoliczności korespondują z takimi sytuacjami? Kiedy wyjechałem już z potężnej mgły, która przez pół drogi powrotnej umożliwiała mi spokój, że nie złamię żadnego ograniczenia prędkości na trasie (bo nie robią ograniczeń do 2 km/h), zacząłem skakać po różnych stacjach radiowych, bo "Trójka" w soboty o tej porze zazwyczaj przynudza. Mniej więcej raz do roku zdarza mi się przełączyć ulubione radio na inną stację. Gdzieś przed samą Łodzią natrafiłem na audycję z piosenkami Dżemu - kapeli z którą mamy same dobre skojarzenia w naszym wspólnym życiu. Serio. To chyba całkiem niezła puenta będzie...